piątek, 23 listopada 2012

Małymi kroczkami do celu

Mijają kolejne dni naszej "metody na głoda " małymi kroczkami posuwamy się do przodu.

Piątego dnia udało się Pani Magdzie / terapeutce Tomka/ nakarmić naszego niejadka deserkiem ze słoika, ogromną motywacją dla Tomka były puzzle. Efekty zobaczcie sami :-), pragnę tylko podkreślić, że Tomek nie dał się nakarmić łyżeczką przez ostatnie 2,5 roku!






Szóstego dnia Tomasz widział jak smażę kotlety mielone, podbiegł ucieszył się i krzyczy hura będą placki. Wówczas wpadłam na pomysł usmażenia mini kotlecików w formie placka. A placki, to to,co Tomasz lubi najbardziej. Usmażone kotleciki położyłam na talerz, Tomek już czekał przy stole. Wziął jednego, obejrzał go ze wszystkich stron, nieśmiało ugryzł , a potem zjadł wszystkie, dojadał nawet przy układaniu swoich ulubionych puzzli.




Na następny dzień dostał na obiad do wyboru kotleta albo rosołek? Dla Tomka wybór był prosty"placek" czyli kotlet, nie miałam już tych malutkich więc dostał dużego i .... zjadł. Tomek pierwszy raz od 2,5 roku zjadł mięso. 



Próbujemy z Tomkiem różnych chlebków, do tej pory Tomek jadł tylko pieczony chleb tostowy z rozpuszczonym masełkiem, teraz odważył się i spróbował już wiele, i jak na razie ma tylko problem z chlebem posypanym rożnymi ziarnami . Przeszliśmy już też przez wszystkie smaki serków topionych w tym również z szynką i salami. Jednak nie było łatwo, jak pierwszy raz dostał z kawałkami salami i szynki, to w pokoju panował półmrok, więc nie wiele widział na kanapce i zjadł, ale gdy dostał taki sam na śniadanie, to szybko zauważył, ze tam coś jest długo się wahał, ale po kilku moich namowach spróbował i zjadł :-).

Dziesiątego dnia Tomek zjadł z Panią Magdą banana. Problemy żywieniowe Tomka zaczęły się, kiedy pojawiły się podejrzenia w wieku ok 2 lat, że może Tomek ma autyzm. Trafiłam wówczas z Tomkiem do Pani doktor dietetyk, która wprowadziła Tomkowi dietę bezmleczną, bezglutenową i bezcukrową, zabroniła też owoców które Tomek lubił. I po roku zabraniania jabłek, bananów, później Tomek kiedy nawet chciałabym żeby je zjadł, on już wtedy nie chciał :-(. Bardzo się cieszę, że Tomasz odważył się i w końcu po 2,5 roku zjadł OWOC!




Dzień jedenasty, dwa  sukcesy zjedzony banan i jabłko z Panią Magdą, a w domku udało mi się namówić Tomka do zjedzenia po raz pierwszy od 2,5 roku zupy pomidorowej. Tego dnia  kupiliśmy z Tomkiem nowe puzzle, jednakże wiedział, że dostanie je , jak zje zupę.Nie było łatwo, niby chciał, ale nie chciał, płakał bez łez :), marudził, dwa razy wynosiłam puzzle, mówiąc, że skoro nie chce jeść zupy, to wynoszę puzzle i tak też robiłam. Tomek w końcu zrozumiał, że nie żartuję, a że czekały na niego ulubione puzzle, to po 10 minutach przełamał się i dał się nakarmić. Co prawda, zjadł samą zupę bez ryżu, bo ryż strasznie mu nie smakował, ale i tak jestem bardzo dumna z mojego deszczowego ludka.





Może brudny, po jedzeniu zupki, ale na pewno SZCZĘŚLIWY :-)

Czternastego dnia Tomek zjadł u babci racuchy :)) z cukrem pudrem. Niby to jak placki, a nigdy wcześniej na nie nawet nie spojrzał, a teraz jadł i mówił SMAKUJE :).

Pani Magdo dziękuję za pomoc, wierzę, że wspólnymi 
siłami nam się uda !

wtorek, 13 listopada 2012

Metoda na GŁODA....to działa!

Sobota rano początek "metody na GŁODA" oj łatwo nie było....

Tomek wstał wcześnie,po obejrzeniu kilku bajek poszliśmy zrobić śniadanko. Tomek poprosił o grzankę, zdziwił się kiedy mu pokazałam, że nie ma tostera i nie zrobimy grzanki, na co Tomek "mama zrobi frytki",był już zdezorienowany kiedy mu pokazałam, że nie ma maszyny do frytek, więc została Tomkowi ostatnia opcja "mam zrobi placki". Kiedy się dowiedział, że i tego nie dostanie troszkę się zdenerwował. Zaprosiłam go do stołu, na początek miało być coś, co lubi (czekolada), czyli nutella, dał się namówić i spróbował ze słoika, ale kiedy posmarowaliśmy kanapkę nie było szans żeby ugryzł. Potem na obiad rosół i naleśnik, który wcześniej jadł, ale posmarowany czekoladą i zawinięty w rulonik, to nie to samo. Usiadł przy stole popatrzył i ze smutną minką poszedł się bawić. Próby namówienia Tomka na zjedzenie nie przynosiły efektu, NIE i koniec.  Przełamał się dopiero koło godziny 19, kiedy zrobiłam mu kanapkę z cieńko posmarowanym pasztetem. Pokroiłam na 4 trójkąty, najpierw je liczyliśmy, a potem po długich namowach Tomek wziął do ust, najpierw z pewną dozą nieufności obgryzał skórki, a potem zjadł resztę. Niestety na tym jednym trójkącie zaprzestał, ale i tak sukces, że zjadł :-).




Oczywiście nie obyło się bez walki, buntu płaczu. Serce mi się kroiło, kiedy mijały kolejne godziny, a Tomek nic nie ruszył, chodził za mną mówił, że jest smutny, że oczka płaczą, był marudny, cały czas chciał się przytulać. Z nostalgią w głosie co jakiś czas powtarzał:
 "nie ma grzanki, nie ma frytek, nie ma placków"
Na szczęście nie było problemu z piciem, pił dużo więc się nie martwiłam. Co prawda Tomek pije wodę smakową truskawkową lub malinową, wiadomo, że to jest słodkie, ale jestem pewna, że gdybym mu nalała teraz jeszcze zwykłą wodę to by nie pił, a to już by było za dużo, dla mnie i dla niego też .
Dzień drugi niedziela na śniadanie Tomek dostał 2 trójkąty z grubo posmarowanym masłem /wcześniej jadł masło na grzankach, ale musiało być roztopione/ i dwa trójkąty z pasztetem, tym razem nie chciał usiąść z nami do stołu, a że ciąganie Tomka na siłę nie działa odpuściłam . Układał puzzle, postawiłam mu na widoku trójkąty i miałam nadzieje , że się przełamie. Wtedy z pomocą nadciągnął Tato Tomka i po długich namowach udało się Tomek zjadł trójkąty z masłem, domagając się więcej :))). 




Tomek, co jakiś czas odrywał się od puzzli i z nostalgią powtarzał
 " nie ma grzanek, nie ma frytek, nie ma placków" .....
Przyznaję, że na początku strasznie bałam się reakcji Tomka, że się zaprze i przez kilka dni nic nie weźmie do ust i co wtedy? Znowu wrócimy do przeszłości, a tego bym bardzo nie chciała, Tomek MUSI zacząć normalnie się odżywiać nie ma innej opcji, przecież wiemy jak bardzo ważna jest zróżnicowana dieta.
Trzeciego dnia Tomek dał się namówić Pani Magdzie na zjedzenie połowy rogala z czekoladą i kawałka pączka`, natomiast w przedszkolu dostał kanapke z pasztetem i powtarzał SMAKUJE :).
 Ubolewam, że Tomek, nie chce jeszcze nawet patrzeć na zupy, drugie danie, ale spokojnie 

DZIĘKI WSPARCIU JAKIE OTRZYMUJEMY I WYRWAŁOŚCI NAPEWNO SIĘ UDA :))).

Nadszedł kolejny czwarty już dzień zmian w jadłospisie naszego deszczowego ludka, dzisiaj zrobił coś , co bardzo mnie zaskoczyło a mianowicie, kiedy na śniadanie dostał cztery malutkie trójkąty z serkiem ziołowym , strasznie się buntował, uciekał od stołu wtedy mu powiedziałam, że włącze mu bajkę jak zje kanapki i talerz będzie pusty. Niczego nie podejrzewając wyszłam z kuchni powiesić pranie. Nie minęła minuta, kiedy przyszedł do mnie Tomek i powiedział "talerz jest pusty". Poszliśmy do kuchni i faktycznie był pusty, ale to było pewne, że nie zjadł kanapek,szukałam ich pod stołem, w koszu na śmieci, pod kredensem i wszędzie ani śladu. Wówczas powiedziałam , że musi zjeść jedną kanapkę i kiedy sięgałam do papierowej torebki po chleb dla Tomka znalazłam jego wcześniejsze trójkąty. Owszem Łukasz kilka razy zrobił mi taki sam numer, ale po Tomku się tego nie spodziewałam :-). 
Po południu kiedy czekaliśmy na zajęcia postanowiłam przemycić Tomkowi kanapkę z śmietankowym serkiem topionym. Przecież śmietankowy serek topiony jest bardzo podobny do grubo posmarowanego masła. Tomek kiedy zobaczył kanapki na stole zawołał "masełko" i z uśmiechem od ucha do ucha usiadł do stołu. Nic się nie odezwałam, bo to przecież nie masełko. Tomek wziął kanapkę do ręki popatrzył na nią , po czym polizał i zrobił taką minę jakby się zorientował, że to masełko coś inne, niż te co jadł do tej pory.Ale po chwili zamyślenia zjadł ze smakiem obie kanapki. Ze wstydem przyznam, że moje bliźniaki nie jadły jeszcze kanapki z serkiem topionym, bo przecież to jest niedobre. Coś czuje, że jak już się uporam z Tomkiem, to wezmę się za nich, a co :-).

piątek, 9 listopada 2012

Przełamywanie stereotypów ...

Stereotypy w autyzmie, to codzienność, bardzo dobrze wiem jak ciężko je przełamać, mieliśmy już z Tomkiem kilka takich prób, jedne zakończyły się sukcesem od razu, drugie po kolejnych próbach.


Jednym z takich stereotypów u Tomka było picie, a raczej to, z czego pił, od dwóch lat Tomek pił tylko z butelek plastikowych po kubusiu, nawet nie było mowy żeby napił się z innej butelki, kubka, czy szklanki. Kilkakrotnie podejmowałam próby namówienia Tomka, żeby zaczął pić z kubka, niestety zawsze kończyło się tak samo, płacz przechodzący w histerię, odpychanie kubka, jakbym chciała zrobić mu największą krzywdę w życiu. Zdrowe dzieci nie maja z tym problemu, całkiem naturalnie przechodzą kolejne etapy i tak naprawdę nikt nie widzi w tym nic nadzwyczajnego. Kiedy Tomek skończył 4,5 roku dzięki wsparciu Pani Magdy /terapeutki Tomka/,Pani Oli /logopedy/ i Pań z Przedszkola integracyjnego odnieśliśmy sukces Tomek nauczył się pić z kubka, choć nie powiem miałam chwile zwątpienia. Całą akcję "kubek" zaplanowałam rozpocząć w sobotę, w piątek, gdy Tomek już zasnął powyrzucałam z domu wszystkie butelki, żeby nie miał ich pod ręką, a i żeby mnie nie kusiło się poddać. W sobotę rano, gdy Tomek zawołał , że chce pić poprosiłam, żeby usiadł przy stole pokazałam mu żółty plastikowy kubek, który przy nim podpisałam markerem, powiedziałam mu, że to jest teraz jego nowy kubek, kiedy zapytałam go , co jest napisane na kubku z dumą odpowiedział "Tomek Curyło", nalałam wody truskawkowej i zachęciłam żeby się napił. Tym razem było inaczej w skupieniu patrzył co robię, ku mojejmu zdziwieniu nie było wojny, której się spodziewałam, płaczu, dwa razy zapytał o butelkę, ale powiedziałam, że nie ma, namówiłam żeby Tomasz wziął kubek w obie ręce i  się napił. Niestety Tomek nie potrafił pić, nabrać łyka i połknąć zamoczył tylko język w wodzie i domagał się pochwal "no brawo " powtarzał. Takim sposobem większość soboty spędziliśmy z Tomkiem przy stole z kubkiem, w międzyczasie żeby jednak jakoś przekonać go, żeby  nabrał w usta łyka wody użyłam przekupstwa w postaci kinder czekoladki /którą Tomek uwielbia/ i poskutkowało Tomek nabrał malutki łyczek, a potem następne. Jednakże jak widziałam ile pije, to miałam chwile zwątpienia, chciałam się poddać, teraz z perspektywy czasu jestem dumna z Tomka i z siebie, że razem daliśmy rade. W niedzielę było już troszkę lepiej, ale dalej ciągle przy stole i namawianie, jeszcze chociaż jeden łyczek, potem już poszło w poniedziałek na zajęciach Tomek też dostał nowy podpisany imieniem i nazwiskiem kubek, Pani Magda i Pani Ola trenowały Tomka w piciu, potem w przedszkolu pił z dziećmi przy stoliku i w domu ze mną. Dziś po około 2 tygodniach Tomek wypija bez problemu cały kubek do dna. 

Dla jednych to tylko picie, dla nas to kolejny krok do przodu!

Od jutra zaczynam walkę z kolejnym stereotypem Tomka, a mianowicie z jedzeniem. Po przedyskutowaniu problemu z Panią Magdą /terapeutką Tomka/ wybrałyśmy metodę na GŁODA. Tak strasznie boję się jutrzejszego dnia. Czy NAM się uda?.....MUSI to dla jego dobra, nawet ZDROWIA, pokarmy do których ogranicza się Tomek nie dostarczają mu podstawowych składników odżywczych niezbędnych do prawidłowego funkcjonowania organizmu. Ostatnio udało się Pani Magdzie namówić Tomka do spróbowania rzeczy, których wcześniej nie chciał wziąć nawet do ust, ode mnie wziął i spróbował ostatnio orzecha, co wcześniej nigdy mu się nie zdarzało. Mam nadzieje, że Tomek jest gotowy na kolejny krok i już niebawem zjemy razem pyszną zupkę, czy owoce, oby przypomniały mu się smaki wczesnego dzieciństwa, kiedy to zajadał te wszystkie pokarmy ze smakiem, aż miło było popatrzeć.

Proszę trzymajcie za NAS kciuki, to nie będzie łatwe.

poniedziałek, 5 listopada 2012

Codzienność z moim "Deszczowym Ludkiem"




Codzienność z moim "Deszczowym Ludkiem" nie jest łatwa!

Tomek choć ma już prawie 4,5 roku wymaga ciągłej opieki i uwagi.

Pomyślicie sobie, że to dotyczy wszystkich dzieci i tu się zgodzę, bo dzieci to mali odkrywcy, którzy nie do końca zdają sobie sprawę z konsekwencji swoich czynów, ale dla Tomka nie ma żadnych granic/barier. Nigdy nie wiadomo, co mu przyjdzie do głowy. Dla niego nie ma rzeczy niemożliwych, wszędzie wejdzie :)). Parapet, siatka ogrodzenia czy stół to ulubione miejsca codziennej wspinaczki, zawsze coś wykombinuje, żeby zdobyć to,co akurat sobie upatrzy.
 Od malutkiego mówiliśmy na niego kaskader J.
Dzieci w wieku Tomka, są już zwykle dość samodzielne, wymyślają sobie różne zabawy, bawią się naśladując postacie ze swoich ulubionych bajek,ciągle o coś pytają, szukają ciągłego kontaktu z innymi, chcą żeby im czytać bajki,malują, budują z klocków itp. Potrafią przez chwile zająć się sobą,  mam porównanie, gdyż Tomek ma o rok starszych braci. Niestety z Tomkiem jest tak, że nawet jak przez chwilę czymś się zajmie, to i tak muszę zaglądać, gdzie jest, co robi,
 Tomasz nie potrafi jeszcze odpowiedzieć na moje zawołanie, kilka razy tak się zaszył w koncie, że  aż się zlękłam, bo już myślałam, że gdzieś wyszedł, choć ciągle pilnuje i sprawdzam, żeby drzwi od domu były zawsze zamknięte!



Trudno jest w miejscach publicznych!

Tomek nie lubi miejsc, w których jest dużo ludzi, źle się wtedy czuje. Związane jest to pewnie z tym że najczęściej towarzyszy temu hałas, ścisk i nie rzadko też tysiące rożnych zapachów.
 Dla Tomka zmysłów to duże wyzwanie. Nie ma wielkiego znaczenia czy jest to centrum handlowe, przedszkole miejskie czy plaża pełna ludzi w słoneczny dzień. Do centrów handlowych zabieram Tomka w tygodniu w godzinach przedpołudniowych, żeby poznał takie miejsca, wtedy jest mało ludzi, a Tomek zawsze znajdzie dla siebie coś ciekawego :).
 Niestety źle się czuje również podczas dużych uroczystości rodzinnych, szczególnie, gdy jest dużo osób na małej powierzchni,liczne rozmowy,harmider,do tego włączony telewizor  powodują, że średnio po kilku minutach Tomek ciągnie do drzwi i chce wracać do domu, jest wtedy marudny, płaczliwy.

Te bodźce, dla nas są nie widoczne, ale dla dziecka z nadwrażliwością mogą być istną torturą.

Tomek najlepiej czuje się w miejscach, które zna i wie czego się tam spodziewać. Nie wyjeżdżamy zbyt często właśnie ze względu na Tomka, na którego ciągłe zmiany nie wpływają korzystnie, a dla mnie, to też nie odpoczynek, bo wtedy wszystko skupia się na mnie. Dla Tomka lekarstwem na całe zło tego świata  jest mama, czasami jest to troszkę ciężkie, bo bywa, że nie mam chwili dla siebie, ale z drugiej strony nie wyobrażam sobie gdyby Tomek nie chciał się przytulać, nie wspinałby się na mnie przy pierwszej lepszej okazji. Uwielbiam tą jego radość, kiedy mnie odnajdzie i mówi z uśmiechem  "jest mama ...".Dzięki temu, że mogę być cały czas z Tomkiem on próbuje nawiązywać ze mną kontakt, dzieli się tym co w danej chwili zobaczy, jak jeździmy razem na zajęcia, czy do przedszkola, to śpiewamy piosenki (dobrze, że nikt tego nie słyszy, bo talentu muzycznego to ja nie mam, ale na szczęście Tomek jest bardzo wyrozumiały :).

Ostatnio chciałam zabrać Tomka w Święto Zmarłych na cmentarz jest tam wówczas tak pięknie i kolorowo, dużo kwiatów i palących zniczy. Jednakże z wizytą musiałam  poczekać do 2 listopada, pojechaliśmy przed południem mając nadzieje że nie będzie tłumów. Wyprawa była udana, Tomek był bardzo grzeczny i pomocny z dumą niósł świeczki. Jak wszystkim dzieciom najbardziej podobały mu się te palące, jedną nawet dotknął, ale tylko raz J Gdy przekonał się, że są gorące więcej tego nie zrobił. Oczywiście Tomek nie byłby sobą gdyby mi nie uciekał, więc biegi po cmentarzu zaliczone :).

Tak samo jest gdy odbieramy braci z przedszkola, najchętniej biegałby po wszystkich salach w poszukiwaniu ciekawych zabawek, a ja oczywiście za nim. Jeździmy już do tego przedszkola drugi rok, więc WSZYSTKIE PANIE JUŻ NAS ZNAJĄ, choć nie wszystkie wiedzą że Tomek ma autyzm :) !

Najgorzej wspominam tegoroczny piknik zorganizowany w przedszkolu chłopców.  Zabrałam ze sobą Tomka, bo pomyślałam sobie, że może mu się spodoba, ale gdy weszliśmy na teren przedszkola, to się przeraziłam. Na miejscu było ok. 100 dzieci z rodzicami, w większości podwójnie i ja sama z moja trojką. Dopóki  zjeżdżali z dmuchanej zjeżdżalni było wszystko dobrze z drobnym szczegółem, że Tomek wciskał się na zjeżdżalnie bez kolejki, ale jak tu wytłumaczyć małemu autyście, że musi poczekać jako 20 w kolejce NIEWYKONALNE przynajmniej dla mnie i Tomka. Po zabawie na zjeżdżalni chłopcy postanowili wziąć udział w konkursach przygotowanych dla dzieci i ich rodziców, nie pomogły tłumaczenia, że niestety ale ja nie mogę. Chłopcy płakali, prosili, wiec postanowiłam spróbować. Za jedną rękę trzymałam wyrywającego się Tomka, a drugą próbowałam strącić butelki z wodą a był to nie lada wyczyn. W pozostałych konkurencjach już nie wzięliśmy udziału, bo albo była duża kolejka, abo trzeba było mieć wolne obie ręce, a do tego jeszcze trzeba było skakać. Nie mogłam puścić Tomka samego, bo odnalezienie go nawet po krótkiej chwili graniczyłoby z cudem. I tak niestety piknik rodzinny skończył się tym, że Paweł i Łukasz płakali, bo chcieli wziąć udział we wszystkich konkurencjach i zdobyć nagrody, a ja czułam się bezradna. Po czym usłyszałam z ich ust parę ”miłych” słów i wróciliśmy do domu. Jestem trochę zła, bo rok wcześniej ten piknik wyglądał zupełnie inaczej i spokojnie mogłam zabrać Tomka. Gdybym o tym wszystkim wiedziała wcześniej, to zawiozłabym Tomka do babci i spędziłabym miłe chwile z jego braćmi, a tak rozżaleni wróciliśmy do domu. Z drugiej strony ciężko wymagać od pięciolatków zrozumienia choroby ich o rok młodszego brata, myślę, że i tak są bardzo dzielni i rozumieją więcej niż nam się wszystkim wydaje. 

"PLAC ZABAW"

To miejsce, które kojarzy się dla większości rodziców z odpoczynkiem i możliwością nawiązania znajomości z innymi rodzicami,a dla mnie to tylko stres i lęk, że Tomek gdzieś się sam oddali, że obsypie piachem inne dziecko w piaskownicy, bo strasznie lubi jak piasek podrzucony do góry spada na ziemię. Boję się, że chwila nieuwagi i stracę go z oczu. Ten mały człowieczek jak sobie coś upatrzy, to tam idzie.
Na placu zabaw Tomek NIE pilnuje się mnie, to ja muszę pilnować jego!
Boję się, że przez chwilę mojej nieuwagi zgubi się ...i co wtedy, przecież przestraszony nie powie obcej osobie kim jest, gdzie mieszka .....Dlatego chodzę za nim jak CIEŃ równocześnie nie ograniczając mu zabawy. Trzeba jeszcze pamiętać, że Tomek ma braci, choć o rok starsi, to też jeszcze trzeba mieć na nich oko, choć im się już wydaje, że są już tacy duzi :) .
Przyznaje, że ogarnięcie mojej trójki z Tomkiem na czele, to nie lada wyzwanie szczególnie na naszych zatłoczonych placach zabaw.
Wyjątek stanowiły ostatnie wakacje, które spędziliśmy u mojej siostry w Szwecji, tam place zabaw to bajka i raj dla rodziców z małymi dziećmi, na każdym osiedlu jest ich tyle, że podczas naszego dwutygodniowego pobytu ani raz nie spotkałam zatłoczonego placu zabaw.
Dzięki naszemu pobytowi u cioci, Tomek polubił place zabaw i chętnie na nie chodził :-) .
Ciociu i wujku dziękujemy za gościnę :) !

"NADMORSKA PLAŻA"

Podczas tegorocznych wakacji nad morzem, już pierwszego dnia, który może nie należał do najcieplejszych bo wiał wiatr, było tylko 19 stopni i zachmurzone niebo, pojechaliśmy na plażę, żeby chłopcy zobaczyli morze. Kiedy uznałam że jest bezpiecznie puściłam Tomka, żeby mógł iść sam. On wziął sprawy w swoje ręce i ku mojemu zdziwieniu, co sił w nogach pobiegł w kierunku wody. Miałam nadzieję, że zatrzyma się przy brzegu, ale tego nie zrobił i wbiegł w ubraniu do wody. Na szczęście na tej plaży jest długo bardzo płytko.  Za nim podążyli bracia, bo skoro Tomkowi wolno, to im też i tym samym cala rodzinka miała przymusową kąpiel.



 Na szczęście nie skończyło się nawet katarem :-).

Podczas wizyt na plaży podzieliliśmy się z mężem pilnowaniem dzieci, mąż miał pilnować bliźniaków, a ja Tomka. Z plaży skorzystałam tylko tyle, co nabiegałam się w dosłownym tego słowa znaczeniu za Tomkiem, który z uporem ciągle gdzieś uciekał. Szybko zorientował się że to świetna zabawa. Biegł, po czym upadał w sposób kontrolowany na piasek odwracał się, patrzył się na mnie tymi swoimi pięknymi oczkami i mówił :

"Tomula, mama nie ma siły " po czym się uśmiechał wstawał i biegł dalej .

Uwielbiał ganiać mewy, bardzo mu się podobało jak wzbijały się do lotu. Czasami podbiegał do ludzi odpoczywających na ręcznikach, bo akurat mieli coś ciekawego. Ciężko mu się było na czymś skupić, siedział na kocu tylko wtedy, kiedy chciał coś zjeść. Tomek bardzo lubił jeździć na plażę, jednakże gdzieś po godzinie jak już pochlapał się w morzu powtarzał "tata choć do auta" i wtedy żeby chłopcy mogli dłużej nacieszyć się morzem zabierałam Tomka na spacery po okolicy. Ciesze się że odważyłam się wyjechać na dłuższe wakacje,bo dzięki temu Tomek mógł zmienić otoczenie a tym samym nabrać nowych doświadczeń i umiejętności.

AUTYZMU NIE NALEŻY SIĘ BAĆ, TRZEBA GO TYLKO ZROZUMIEĆ!

Kiedy widzisz na ulicy dziecko, które drze się wniebogłosy, leży na ziemi albo bije rodzica, który nie potrafi nad nim zapanować, to wiedz, że może to być dziecko z serii "bezstresowe wychowanie", ale istnieje duże prawdopodobieństwo, że to dziecko ma autyzm, a ilość ludzi dookoła niego, hałas czy dziwne zapachy powodują taki zamęt w jego głowie, że jedynym rozwiązaniem jest właśnie takie zachowanie. Kiedy będziecie świadkami takiego zachowania, to nie zatrzymujcie się, nie zwracajcie uwagi, nie próbujcie zagadywać dziecka, bo ani matce /rodzicowi/, ani tym bardziej dziecku tym nie pomożecie, a wręcz przeciwnie może to tylko zaostrzyć zachowanie dziecka.
Sama już kilkakrotnie doświadczyłam takiego zachowania Tomka i nie ukrywam, nie jest to łatwe, szczególnie spojrzenia innych, którzy patrzą się na Ciebie z politowaniem, oceniając wychowanie dziecka.

 A przecież Tomek nie nosi przypiętej plakietki MAM AUTYZM .

Tomek jest kochanym, cudownym chłopcem, który choć wymaga troszkę więcej uwagi niż jego rówieśnicy,to daje nam wszystkim tyle radości i powodów do dumy :) 

Kochamy Ciebie Nasz "Deszczowy Ludku" !